Leżałem w mętnym świetle, a ciało moje bało się nieznośnie, uciskając strachem  mego ducha, duch uciskał ciało i każda najdrobniejsza fibra kurczyła się w oczekiwaniu, że  nic się nie stanie, nic się nie odmieni, nic nigdy  nie nastąpi i cokolwiek by się  przedsięwzięło, nie pocznie się nic i nic. Był to lęk nieistnienia, strach niebytu, niepokój nieżycia, obawa nierzeczywistości, krzyk biologiczny wszystkich komórek moich wobec  wewnętrznego rozdarcia, rozproszenia i rozproszkowania.